niedziela, 9 grudnia 2012

Nie poddaję się i biegnę do przodu!



,,Nigdy się nie poddawaj. Idź swoją drogą'' Chris Gardner


Ostatnio w moim życiu zaszło trochę zmian, znaczących zmian. Przede wszystkim rozstałam się z moim partnerem, po siedmiu latach bycia w związku z nim. Zawsze myślałam, że to ten jedyny (czasami niestety dalej tak myślę), ale nie udało się. Moje dotychczasowe plany na przyszłość stały się przeszłością.
Mimo tego nieszczęścia, bo tak to mogę nazwać, nie zrezygnowałam z samorozwoju.
Wszystko się jednak dzieje tak szybko..., aż za szybko.
Z uporaniem się z negatywnymi emocjami dotyczącymi mojego związku pomaga mi  EFT (ale jestem dopiero w połowie drogi) i kakao, które ostatnio namiętnie popijam (jest to surowe, ekologiczne kakao - nieprzetworzone). Zapisałam się też na upragnione tańce (w końcu), które kocham całym sercem!
Rozpoczęłam praktyki w szkole specjalnej, do której chodzę rano przed pracą. Mam więc niemal cały dzień zajęty (kiedyś poranek wykorzystywałam np. na naukę angielskiego). Szkoła specjalna jest dla mnie magicznym miejscem. Dzięki niej inaczej patrzę na rzeczywistość i inaczej postrzegam dzieci upośledzone. Naprawdę lubię tam przychodzić.
Oczywiście mam sporo nauki na uczelni (regularne kolokwia), zaczęłam też badania do mojej pracy magisterskiej (eksperymenty EEG).
Najbardziej zmotywowana jestem do nauki angielskiego (coraz poważniej myślę o wyjeździe do Anglii), który podoba mi się coraz bardziej i cieszę się, że nauka języka stała się moim hobby :-)
Na skrzypce poświęcam minimum swojego czasu niestety, ale nauczycielka ostatnio pochwaliła mnie (może dlatego, że byłam nieprzygotowana do lekcji grając na luzie z myślą ,,jak zagram tak zagram''), mówiąc, że jest coraz lepiej. Jej słowa bardzo mnie zmotywowały do działania, dlatego teraz staram się nie opuszczać ani jednego dnia ćwiczeń (chyba, że jestem poza domem).
Z medytacji nie jestem zadowolona. Tak trudno mi znaleźć 20 minut kompletnej ciszy (nie mieszkam sama), a mój rozpieszczony kot, zawsze wyczai moment mojego skupienia.
Ale i tak jestem z siebie dumna i bardzo pomaga mi wcielona niedawno w życie metoda ZTD. Ona naprawdę czyni cuda!
Marzę o chwili wytchnienia, a najbardziej brakuje mi czasu na czytanie książek. 

poniedziałek, 19 listopada 2012

Moja droga do zdrowia


„Jeżeli w przyrodzie jest choroba, to w niej można znaleźć na nią lekarstwo". Hipokrates


Od jakiegoś czasu interesuję się zdrowym odżywianiem, bo zdrowy styl życia to także część mojego samorozwoju. I właśnie jestem po przeczytaniu bardzo ciekawej książki pt. ,,Droga do zdrowia'' Tombaka.
Według autora zdrowie człowieka niszczy nieprawidłowe oddychanie, nieprawidłowe
jedzenie, nieprawidłowe picie, mało ruchu i brak
radości życia oraz negatywne emocje.
Ludzie spożywają zbyt dużo gotowanych posiłków, dużo białka zwierzęcego, co powoduje zatrucie organizmu toksynami i gnicie w układzie pokarmowym. Negatywny wpływ na układ trawienny ma także nieprawidłowe łączenie posiłków.Białka są trawione w żołądku 2-4 godziny,
a węglowodany - 20-40 minut.  Jednoczesne spożywanie białka i węglowodanów stwarza sytuację przeciążenia w procesie trawienia i prowadzi do niepotrzebnego, nadmiernego zużycia biochemicznej energii żołądka i jelit. A jak wiadomo, wszelkie choroby zaczynają się w jelitach.

,,Rak to zemsta natury za nieprawidłowo spożywane posiłki''. 


 Ludzie lubią jeść, a organizm  nie daje sobie rady z tą obfitością pożywienia, którą musi przerobić.
Tombak zaleca powrót do prostego, naturalnego pożywienia, nauki prawidłowego oddychania, ruchu, hartowania ciała wodą, powietrzem i światłem słonecznym.
Namawia do oczyszczania ciała zarówno zewnętrznego, jaki i wewnętrznego.
Autor jest także przeciwnikiem leków farmaceutycznych. I ja także. Już dawno wszystkim cudownym tabletkom na bóle, przeziębienia powiedziałam NIE!
Za to żuję olej słonecznikowy (warto o tym poczytać), piję tran.

Po tej lekturze zadałam sobie pytanie: a co z dietą Paleo, o której nie dawno pisałam na blogu? Przecież ona stawiała głównie na mięso?
Nie potrafię na nie odpowiedzieć. 
Jedno jest jednak pewne, trzeba zachować umiar. Powróciłam więc do kasz (jaglanej i gryczanej) i ograniczyłam mięso, a za to zwiększyłam spożywanie warzyw. Jem zgodnie z zasadą diety rozdzielnej. Glutenu, mleka i cukru wciąż unikam. I czuję się dobrze. Choć czasami nie mam już pomysłów co właściwie jeść...

czwartek, 1 listopada 2012

Drzewko ambitnego celu

,,Połowa osiągnięcia celu, to jego prawidłowe wyznaczenie''. Zig Ziglar

Niedawno odbyłam szkolenie, na którym nauczyłam się tworzyć ,,drzewko ambitnego celu''. Bardzo mnie ono zainspirowało, ponieważ jest narzędziem ułatwiającym osiągnięcie wyznaczonego celu.
Polega na stworzeniu strategicznego planu, obejmującego etapy działania, przeszkody i sposoby ich pokonania. Jeśli mamy mniej niż 3 przeszkody, to cel nie jest celem ambitnym. 
A więc najpierw definiuję cel, sporządzam listę przeszkód uniemożliwiających realizację tego celu i sporządzam listę celów pośrednich, czyli kroków, które trzeba poczynić, żeby zlikwidować te przeszkody. 
Na początku wydawało mi się, że moim celem będzie dobra znajomość języka angielskiego. Ale prowadzący szkolenie uświadomił mnie, że sama ,,znajomość'' nie będzie dobrym celem i że szybko stracę motywację. Muszę uświadomić sobie przede wszystkim do czego potrzebny mi ten język, co dzięki niemu mogę fascynującego osiągnąć. 

Poniżej wstawiam drzewko wykonane na szkoleniu. W następnym poście pojawi się drzewko z moim głównym celem.

DRZEWKO AMBITNEGO CELU


BARDZO DOBRA ZNAJOMOŚĆ JĘZYKA ANGIELSKIEGO (wrzesień 2013)
PRZESZKODY
CELE POŚREDNIE
DZIAŁANIA
Brak czasu
Znajduję czas
Świadomie zarządzam swoim czasem
Zmęczenie
Mam energię do nauki
Medytuję i relaksuję się.
Lenistwo
Jestem pełna zapału
Motywuję się na każdym kroku przeglądając drzewko
Brak systematyczności
Jestem systematyczna
Uczę się codziennie. W domu etutor, w drodze podcasty
Brak możliwości porozumiewania się w tym języku
Rozmawiam w języku angielskim
Zachęcam znajomych do rozmowy w 
j. ang.
Przełamuję wstyd i strach.
Zbyt dużo obowiązków
 Potrafię zorganizować sobie czas na obowiązki, naukę i przyjemności.
Stosuję metodę ZTD



sobota, 6 października 2012

ZTD - czyli mój sposób na organizację

Prawie miesiąc zajęło mi zorganizowanie wszystkiego i powrót do codziennego, systematycznego rozwoju. 
Próbowałam różnych metod, ale wszystkie były w moim przypadku nieskuteczne.
W końcu się przemogłam i spróbowałam ZTD. W moim przypadku się sprawdziła. 
Po raz pierwszy w historii  udało mi się zrealizować przez tydzień wszystko co zaplanowałam.
A wystarczy tylko notes, który nosi się zawsze przy sobie - w moim przypadku mój ukochany telefon i opcja ,,to-do'' i zapisywanie wszystkich pomysłów, zadań jakie przyjdą mi do głowy.
Następnie przetwarzam je i wykonuje te zadania, których realizacja nie zajmie mi więcej niż 2 minuty.
Wyznaczam też priorytety, na których skupiam się w pierwszej kolejności.
W tym tygodniu były to skrzypce (w końcu udało mi się zagrać prawie perfekcyjnie koncert Bacha), język angielski (powtórki, podcasty) i nauka na uczelnię. Jutro chcę wprowadzić nawyk EFT, przynajmniej 5 - 10 minut dziennie. No i za jakiś czas medytację.
Staram się skupiać tylko na jednym zadaniu, choć jeszcze mam z tym problem.
Wspieram się też techniką Pomodoro (25 minut pracy i 5 minut przerwy).
ZTD to metoda, którą tak naprawdę dopiero wdrażam do mojego życia, a już dostrzegam jej pozytywne skutki i mogę ją szczerze polecić. Z resztą wypróbowanie nic nie kosztuje :-)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Bezproduktywność wakacji i brak motywacji


Właśnie kończą się moje ,,wspaniałe'' wakacje. To miał być upragniony wypoczynek od pracy  i studiów, połączony z błogim lenistwem i moim samorozwojem. Niestety skończyło się na lenistwie, bezproduktywności i wyrzutach sumienia.
Największe nadzieje wiązałam z nauką angielskiego, ale niestety tylko narobiłam sobie zaległości w etutorze (aż boję się tam zajrzeć), no może przesłuchałam parę podcastów.
Medytacji praktycznie zero, tak więc będę musiała zaczynać prawie wszystko od początku (bo w tym przypadku nie ma miejsca na labę).
I  tak dalej i tak dalej...
Nieustannie odkładałam moją pracę na później i do tego chyba uzależniłam się od netu.
 Fakt, na moje lenistwo wpłynęły też inne czynniki, które odbierały mi chęci do działania.
 Nie  czuję się więc wypoczęta, głowę mam pełną myśli.
Czas zacząć przygotowywać się do pracy (zawodowej), a jest tego sporo i wrócić w końcu do wcześniej wykonywanych przeze mnie zajęć.
Ale jak zmotywować się  z powrotem?!

,,Najtrudniej jest budować motywację na niestabilnym gruncie.''

piątek, 17 sierpnia 2012

Dieta Paelo - czyli moja droga do zdrowia

,,Zwierzęta jedzą po to, by żyć. Współczesny człowiek zdaje się żyć po to, by jeść. I bardzo się tym, co je, interesuje…’’
Marek Konarzewski

 
          Jak już wspomniałam na początku bloga, celem mojej terapii jest nie tylko uzdrawianie duszy, ale także i ciała. Dlatego postanowiłam wypróbować dietę paleolityczną.
         Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na to co jem. Ponieważ jestem osobą bardzo szczupłą, bez wyrzutów sumienia objadałam się słodyczami, pizzą 
i innymi produktami o każdej porze dnia.
W pewnym blogu przeczytałam o diecie bezglutenowej, bezmlecznej i niskoglikemicznej, leczącej różne dolegliwości.
Okazało się, że nasi przodkowie z paleolitu cieszyli się niewiarygodnie dobrym stanem zdrowia. Jak pisze Marek Konarzewski w swojej książce ,,Na początku był głód’’, fizjologia odżywiania człowieka jest w dalszym ciągu bardziej dostosowana do paleolitycznego menu, niż do produktów jakie można kupić 
w supermarkecie. Cofając się wstecz, w zamierzchłą historię ewolucyjną naszego gatunku wyjaśnia przyczyny epidemii otyłości, cukrzycy i chorób układu krążenia.
         Co jest więc takiego szkodliwego w naszej współczesnej, normalnej  diecie?
Przede wszystkim ziarna i zawarty w nich gluten. Gluten jest białkiem występującym w pszenicy, owsie, życie i jęczmienie. Jest to przede wszystkim glutowaty klej, który zapycha jelita, gdyż podobno nie jesteśmy biologicznie przystosowani do spożywania tego białka. Około 99 procent ludzi, dla których gluten jest naprawdę problemem, nawet o tym nie wie. Swój zły stan zdrowia bądź różne objawy przypisują czemuś innemu niż wrażliwość na to białko, która jest w 100 procentach uleczalna.
         Kolejnym problemem jest kortyzol, czyli hormon stresu, a produkty wysokoglikemiczne mają na niego duży wpływ. Dieta bogata w produkty przetworzone, jak chipsy, krakersy, słodycze, pieczywo czy makaron z białej mąki, powoduje szybki wzrost stężenia glukozy i insuliny, a także tak zwanego insulinopodobnego czynnika wzrostu IGF-1, który wspólnie z insuliną  produkuje androgeny, czyli męskie hormony w organizmie. 
Podobnie jest z kawą, gdyż kofeina w niej zawarta może podnieść poziom kortyzolu nawet o 30% (przeczytane gdzieś w necie).  
       Mleko. O mleku nie będę się już rozpisywać, osobiście uważam że nie służy człowiekowi i już dawno zrezygnowałam z produktów mlecznych.
       Co zatem jeść? Zasady diety jaskiniowców są proste. Jest to spożywanie wyłącznie tego, co można upolować lub zebrać z drzew, krzewów i ziemi, a więc mięso, jaja, warzywa, owoce, orzechy, nasiona, miód.
        Na początku było ciężko, bo jak tu żyć bez chleba, cukru i makaronów? Ale szybko zauważyłam pozytywne, zdrowotne rezultaty. Teraz kontroluję to co jem i czuję się świetnie. Polubiłam warzywa, nie brakuje mi pieczywa i ani razu nie miałam ochoty na słodycze (najlepsze rozwiązanie - całkowicie zrezygnować z cukru).
Najgorzej było a raczej jest jednak z kawą. Uwielbiam jej aromat i smak i ciężko mi się z nią rozstać, dlatego od czasu do czasu pozwalam sobie na małe co nie co. (Nie wiem jak jest z Yerba Mate).

(PS). Jeśli ktoś jest zainteresowany dietą polecam książkę R. Wolf’a ,,Paleo dieta’’.

niedziela, 15 lipca 2012

Skrzypce

,,Skrzypce są jak przyjaciel... Czują kiedy grając na nich opowiadamy najpiękniejsze dramaty.....''


Przytłoczona problemami dnia codziennego piłuję na skrzypcach.
To cudowne uczucie tak beztrosko grać swoje ulubione utwory. Mam wakacje, więc nie muszę martwić się, że nie wyćwiczę zadanej mi partii materiału. Teraz mogę na luzie cieszyć się z mojej gry.
W ciągu roku szkolnego często bywałam zniechęcona do skrzypiec; brakowało mi czasu, wracałam zmęczona po pracy, myśląc tylko o łóżku,  do tego doszła nauka na studiach. Im większe robiłam przerwy w ćwiczeniach (co według mojej nauczycielki jest zabójstwem), tym bardziej mi się nie chciało  i gorzej grałam.
Ale walczyłam ze sobą i nie poddałam się.


 ,, Skrzypce - to nieustająca walka z samym sobą i ze swoimi nawykami w dążeniu do doskonałości...''


Nie, nigdy nie zrezygnuję z tego niezwykle pięknego instrumentu.
Gdy gram dla siebie, zapominam o problemach, po prostu delektuję się muzyką....

wtorek, 26 czerwca 2012

I po sesji


W końcu po sesji. 
Ostatnie miesiące były wręcz wyjęte z mojego życiorysu. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka. No i praca oczywiście - ,,żyć nie umierać’’.
Ale pytanie: czy to wszystko ma sens???
Z nauki mało wynoszę, ponieważ jak wiadomo nasze polskie uczelnie przepełnione są masą zbędnego materiału, który my biedni studenci musimy wkuć. Łudziłam się, że nauczę się czegoś na psychologii. Co roku powtarza się historia, te same teorie sprzed 100 lat i mnóstwo nic nie wnoszących regułek do wkucia.  
W dodatku jak większość studentów na moim roku straciliśmy nadzieję na pracę w swoim zawodzie po studiach. I chociaż jestem zadowolona ze swojej aktualnej pracy, to jednak coraz bardziej uświadamiam sobie, że nie chcę takiego życia.
Utrzymuję się sama i co z tego, że lubię swoją pracę, skoro nie starcza mi do końca miesiąca, skoro nie mogę się rozwijać, zapisać na ulubione zajęcia, kupować sobie wartościowych książek, o ubraniach nawet nie wspomnę.
To wszystko mnie już przytłacza i nie wiem co dalej.
Czy mam wyjechać z kraju i szukać ,,szczęścia’’ poza jego granicami?

sobota, 2 czerwca 2012

Sesja egzaminacyjna

,,Egzaminy napełniają lękiem każdego, nawet dobrze przygotowanego, ponieważ najgłupszy może zapytać o więcej, niż najmądrzejszy jest w stanie odpowiedzieć''.


Sesja i brak czasu na NIC!
Do egzaminów zaczęłam przygotowywać się już miesiąc temu. Wśród nich był Angielski-Cambridge (który już mam za sobą :) uff!) , ale najgorsze jeszcze przede mną. Jednak jak wszystko dobrze pójdzie, to za tydzień-dwa będę już mogła beztrosko wrócić do mojej aktywności  i do bloga.

wtorek, 1 maja 2012

EFT - Technika osobistego spokoju


         Jak już pisałam wcześniej, od czasu do czasu stosuję EFT jako metodę pozbycia się emocjonalnych problemów dnia codziennego.
Często dzieje się tak, że nękają nas fizyczne czy psychiczne dolegliwości bez przyczyny, których nie potrafimy z niczym powiązać.
Może pomóc nam w tym EFT, a dokładnie Technika osobistego spokoju.
Polega ona na wypisaniu sobie 50 przykrych wydarzeń, które pamiętamy (według tej techniki, każdy znajdzie taką ilość, lub więcej),  negatywnych emocji do czegoś lub kogoś i skrupulatnie je opukiwać.
       Osobiście udało mi się wypisać jak na razie 21.
 Opukiwanie zaczęłam od przykrych doświadczeń z dzieciństwa, zastanawiając się nad sensem powrotu do tamtych wydarzeń.
Każdą sesję zapisywałam (i zapisuję) w specjalnym, założonym przez siebie dzienniku EFT. Nie obyło się bez łez. Wypłakałam się jak nigdy!!! przez chwilę żałując powrotu do przeszłości. Opukiwanie tego tematu zajęło mi kilkanaście dni. Uczucie wolności i radości jakie pojawiło się pod koniec - bezcenne. 
Ale co jest w tym wszystkim najbardziej zaskakującego. O tuż od kilku lat nękają mnie bóle skóry. Dziwny objaw, ale i bardzo denerwujący. I właśnie podczas sesji, dopadł mnie owy ból jak grom z jasnego nieba.  Może więc trafiłam na problem źródłowy?
No cóż, mam jeszcze 19 aspektów do opukania, aż boję się pomyśleć (lub nie mogę się doczekać) co będzie dalej….. J

niedziela, 1 kwietnia 2012

W pogoni za upływającym czasem

,,Bycie geniuszem zabiera dużo czasu. Trzeba po prostu nic nie robić i nic nie robić.''  Gertrudta Stein.
    Zdenerwowanie, zwątpienie, negatywne myśli,  oto emocje, które mi ostatnio niemal nieustannie towarzyszą. Powodem jest upływający z prędkością światła czas i to, że nie mogę się z niczym wyrobić. Mimo modyfikacji mojego planu, wciąż brakuje mi czasu. Nawet nie znajduje chwili, żeby sprawdzić w kalendarzy Google co mam do zrobienia, nie mówiąc już o moim blogu.
Mam wrażenie, że czas ucieka mi przez palce...
Przeczytałam gdzieś, że ,, największym złodziejem czasu jest własne lenistwo’’.  Nie zgodzę się z tym. Ja nie mam nawet czasu, żeby beztrosko poleniuchować.
Czekają mnie tony spraw do ogarnięcia (m.in. uczelnia i nawał ksiąg do wchłonięcia) oraz mnóstwo pracy zawodowej. A gdzie angielski, skrzypce, EFT i medytacja? 
Z drugiego języka (francuskiego) muszę niestety na razie zrezygnować – trochę jest mi wstyd się przyznać, ale inaczej nie dam rady.
 Angielski też mi idzie opornie, ale wiem że jest to etap kryzysu, którego cechuje spadek motywacji, zmęczenie, brak wiary w przedsięwzięcie i wiem, że należy za wszelką cenę przetrwać ten okres.
No dobrze, ale co jeśli nie wyrabiam się z nauką, bo lista pozycji do przeczytania i nauczenia wciąż rośnie, a chciałabym zaliczyć wszystko na czas z dobrymi stopniami?
Najlepszym rozwiązaniem w tym momencie byłoby zwolnienie się z pracy, co jest akurat niemożliwe.
Nie wiem już sama... L

piątek, 2 marca 2012

Planowanie c.d.

,,Bardziej niż cokolwiek innego – przygotowywanie się jest sekretem do sukcesu.''
Henry Ford



W jednym z moich postów pisałam, o dokładnym planowaniu każdego mojego dnia.
Niestety nie zawsze udawało mi się wykonać zaplanowane czynności o danej godzinie. Najczęściej albo mi coś wypadało niezaplanowanego, 
albo nie mieściłam się w czasie.
Zamieniłam więc godziny na listę zadań do wykonania i trochę skróciłam ich czas:
- medytacja (z dwóch sesji dziennie zrobiłam jedną)
- skrzypce (dwie godziny dziennie zamieniłam na  
                   jedną – po prostu nie wyrabiałam się)
- angielski (etutor: powtórki, nowe lekcje, podcasty, ,,Blondynka na językach’’)
- francuski (,,Blondynka na językach’’)
- EFT ( 3x dziennie)
- czytanie książek na uczelnię, przygotowywanie do pracy magisterskiej
-  przygotowania do pracy
Oczywiście prawie nigdy nie udało mi się zrealizować wszystkiego, co wywoływało we mnie frustrację na koniec dnia i obiecywanie sobie, że następnego dnia będzie lepiej.
Jednak ostatnio po każdej medytacji zaczęłam robić sobie sesję autocoachingu, o którym przeczytałam na blogu Michała Pasterskiego. Polega ona na zadawaniu sobie 10 pytań. 
Jednym z nich jest pytanie: ,,Co jest źródłem Twoich negatywnych emocji?’’.
 I właśnie dzięki niemu uświadomiłam sobie, że głównym źródłem moich negatywnych emocji jest....brak czasu! Planując każdy dzień, zupełnie zapomniałam o swoim prywatnym życiu…
Nie, tak być nie może!
Czas realnie spojrzeć na rzeczywistość i oprócz czynności które, wzbogacają nasze życie i procentują w przyszłości, znaleźć czas na takie, które pozwalają zapomnieć o wszystkim i cieszyć się wolnymi chwilami.
Postanowiłam więc zmodyfikować mój Google kalendarz i rozłożyć poszczególne zadania w czasie - na razie na cały tydzień; uwzględniając to, że grać, medytować i powtarzać angielski muszę codziennie.
Może teraz uda mi się wszystko zrealizować, jeśli nie, będę próbować dalej.
Bo przecież nikt  nie powiedział, że planowanie jest łatwym zadaniem….

wtorek, 21 lutego 2012

Moje języki

       ,, Jaki wpływ ma na społeczeństwo fakt nieuczenia się żadnego obcego języka? Przypuszczalnie podobny do tego, jak całkowite odizolowanie od społeczeństwa pojedynczego człowieka''.
(G.G. Lichtenberg).
 
            Nigdy nie przepadałam za nauką języków obcych. Od kiedy pamiętam zawsze miałam nauczycieli, którzy wręcz zniechęcali nas do nauki. Wkuwanie słówek na pamięć (oczywiście w wersji pisemnej)
 i nieustanna gramatyka, spowodowały że po skończeniu liceum tak naprawdę niczego nie umiałam.
           I tak odłożyłam naukę języków na dobrych kilka lat. (Studiów nie liczę, bo to czego się uczymy jest godne pożałowania).
          Wszystko zmienił mój wyjazd za granicę. Wtedy to zrozumiałam, jak bardzo ważna jest znajomość  języka obcego, w tym przypadku języka angielskiego. Było mi wstyd, bo nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, nieustannie próbując przypomnieć sobie  angielskie czasy... Czułam się strasznie; jak mawiał 
Antoni Czechow ,,Bez znajomości języków obcych człowiek, czuje się jak bez paszportu''.
Jednego byłam jednak pewna: po powrocie do kraju, zabieram się ostro za naukę!
           Tak się złożyło, że usłyszałam o książce z płytą,, Blondynka na językach’’, które okazały się strzałem w dziesiątkę! Dzięki nim zmieniłam swoje nastawienie do nauki języków i odblokowałam moje ,,mówienie’’ ,nie zastanawiając się już jakiego czasu użyć w danej chwili.
           Kolejnym krokiem był etutor, czyli angielski online, o którym dowiedziałam się z bloga Helineth.
I tak nauka angielskiego wciągnęła mnie do reszty... J

- ,,Hej, pani poliglotka. Ciekawy jestem, jakie języki Ty znasz?
- Angielski.
- Mówiłem o naprawdę obcych''. (Grzegorz Kopaczewski z książki Global Nation).

:D Ponieważ podobno znajomość jednego języka obcego w dzisiejszych czasach to za mało, postanowiłam nauczyć się francuskiego. Francuski nie wciągnął mnie już tak bardzo, pewnie dlatego że wszędzie słyszy się angielski, że angielski to podstawa, ale mam nadzieję, że uda mi się choć trochę zapoznać się z tym językiem. Francuskiego uczę się na razie tylko w mowie – także z ,,Blondynki…’’.
Jestem jednak bardzo zmotywowana, chcę więcej i więcej!



niedziela, 22 stycznia 2012

Planowanie

,,Plany są niczym; planowanie jest wszystkim'' Dwight D. Einsenhower
Lista zadań:
- nauka: poszczególne przedmioty i tematy do egzaminu
- przygotowanie do pracy
- angielski etutor
- angielski z ,,Blondynki na językach''
- czasem francuski z ,,Blondynki''
- skrzypce
- medytacja
- EFT
Wszędzie się czyta się, że planowanie to klucz do sukcesu. 
 Mi osobiście planowanie nigdy nie wychodziło. Jednak przy takim nawale pracy, obowiązków i nauki musiałam zacząć planować sobie dni. Oczywiście motorem do działania był umieszczony przez Helineth kalendarz google. Tak więc postanowiłam każdego wieczoru robić sobie plan dnia. Niestety tylko raz udało mi się zrealizować wszystkie punkty z mojego kalendarza,  (kalendarz google przypomina mi o wszystkim smsem), ale i tak uważam, że jest to świetna pomoc, bo na pewno robię więcej, niż gdybym sobie wcześniej tego nie zaplanowała.
Obecnie jestem w trakcie sesji egzaminacyjnej i języki, skrzypce poszły niestety trochę w odstawkę (mimo, że widnieją w moim kalendarzu, ale jakoś nie mogę wyrobić się z nauką).

Jednak planowanie swojej przyszłości z kilkuletnim wyprzedzeniem, to dla mnie abstrakcja...